środa, 4 września 2013

BBQ @ ST TROPEZ

Z przykrością muszę przyznać rację tym, którzy zapowiadali rychły koniec lata. W weekend pogoda się załamała i o ile odwołanie sobotniej wycieczki mnie nie zasmuciło, o tyle niedziela była już rozczarowująca. Do tego stopnia, że siedzę teraz z herbatą z jednej strony komputera i paczką chusteczek z drugiej. 

W piątek wieczorem lokalny CEMS Club zorganizował CEMS Mingle (wszyscy tutaj używają tego słowa, jeszcze nie do końca rozumiem, w jakim kontekście, ale chyba chodzi o networking). Przewspaniała impreza, z trzyminutowym przemówieniem przewodniczącego CEMS Club, pięciominutowym występem course director, i trzema godzinami nieskoordynowanego networkingu. Na szczęście znalazło się kilka osób, które miały po tym wszystkim ochotę na drinka w duchu 


Wycieczka na Archipelag została odłożona na później (czyli prawdopodobnie na nigdy, bo jesień tuż-tuż), za to wczoraj zorganizowaliśmy "pożegnalnego" grilla w miejscu przez Francuzów nazwanym lokalnym St. Tropez. Google Maps są niestety nieaktualne i w miejscu zagospodarowanego nabrzeża z kilkoma pomostami, ścieżką rowerową i zabudową mieszkalną pokazuje wielki plac budowy. Ciekawa sprawa z tymi pomostami - wszystkie są drewniane, zakończone dość sporym drewnianym kołem, z ławkami na jego obwodzie i niewielkim podestem na środku. Co ciekawe, mimo że podest też jest drewniany, to jego środek jest wyłożony metalem. Czyżby ktoś wpadł na pomysł, że to idealne miejsce żeby postawić przenośnego grilla? Bardzo mi się ta szwedzka przezorność podoba.

Kajak w centrum miasta to nic nadzwyczajnego.
Wynalazki jak stand-up paddling najwidoczniej też są na porządku dziennym.
To ile kosztuje mieszkanie z widokiem na morze?
A mieszkanie na morzu?
Wygląda bezpiecznie.
W kierunku zachodzącego słońca.
No chyba że pływanie kogoś nudzi....


sobota, 31 sierpnia 2013

Winter is coming!

Podobno tegoroczne lato było w Szwecji wyjątkowo ciepłe i słoneczne. I mimo że nikt z moich rozmówców nie użył jeszcze dokładnego cytatu z "Gry o tron", to wszyscy powtarzają: "enjoy it while it lasts". Na szczęście nawet w centrum miasta nie jest to zbyt trudne - Szwedzi aranżują właściwie każdy kawałek zieleni (ale też skał!) tak, aby jak najlepiej służył lokalnej społeczności. Dlatego też nawet w centrum miasta łatwo znaleźć park, często z plażą i boiskami do gier zespołowych, z których lokalsi bardzo często korzystają. Ścieżki rowerowe są praktycznie wszędzie, podobnie jak ścieżki do pieszych wędrówek - na pierwszy rzut oka zaaranżowanie plaży na niewielkim, piaszczystym nabrzeżu u podnóża skalistego wzgórza wydaje się niezbyt trafionym rozwiązaniem, ale frekwencja sugeruje, że takie miejsca są dobre jak każde inne. 

Nie zdecydowałem się na kąpiel w morzu/jeziorze, uznałem że woda jest dla mnie za zimna. Zdecydowałem się za to na wyprawę kajakową - wypożyczyliśmy sprzęt w ośrodku oddalonym o 20 minut marszu od uczelni (która jest prawie w centrum) i po niecałej godzinie wiosłowania byliśmy za miastem. Widoki w centrum mogłyby być ciekawsze (stare miasto położone jest nad wodą), ale i tak nie mam na co narzekać - skały i lasy kontrastujące z willami z prywatnymi kejami i marinami z największymi łodziami jakie w życiu widziałem też zrobiły spore wrażenie. Lunch zjedliśmy na wzgórzu, dobre kilkadziesiąt metrów nad miejscem, w którym zostawiliśmy kajaki - siedząc na skałach i obserwując przepływające w dole łódki. Mega <3.

Nauczony ubiegłorocznym doświadczeniem, nie zabrałem ze sobą telefonu, stąd mam tylko kilka zdjęć wykonanych przez moją towarzyszkę (jakość naszych wspólnych wysiłków w wiosłowaniu lepiej przemilczmy :D )



Dziś mieliśmy popłynąć na Archipelag, spędzić trochę czasu na jednej z wysp i wieczorem wrócić do miasta - niestety, pogoda zdążyła się popsuć i nie wygląda jakby do jutra miała się poprawić. No cóż, urok Szwecji :)

środa, 21 sierpnia 2013

Block Seminar, czyli jak nie zaczynać semestru.

Po pierwszym tygodniu w Sztokholmie nie mogę powiedzieć o tym mieście zbyt wiele - poza kilkoma wyjątkami (jeden z nich jest nawet odnotowany w runkeeper!), cały czas poświęcałem tygodniowemu wprowadzeniu do CEMSa, czyli Block Seminar. Wszyscy uczestnicy płacą za nie 250 euro, co pozwala SGH wywieźć całą grupę do Jachranki, a lizbońska NOVA organizuje zajęcia w czterogwiazdkowym hotelu (given the limited data and time constraints - o tej frazie wspomnę później - nie wiem, co oferuje reszta świata). SSE z takim budżetem może pozwolić sobie na zakup przekąsek i jedną noc w centrum konferencyjno-wypoczynkowym, w którym obsługa bez żenady do kolacji poleca wina w cenie od ~120 koron za lampkę. Biorąc pod uwagę że po przyjeździe za 0,5 litra wody zapłaciłem 21 koron, to chyba rozsądna cena... :)

Po samym BS oczekiwałem czegoś więcej. Harmonogram wyglądał obiecująco i spodziewałem się intensywnego tygodnia i taki tez miałem - niestety nie w pozytywnym sensie tego słowa (raczej intense niż challenging). Obok wykładów, mieliśmy do zrobienia projekt, oparty na case study jednej z firm-partnerów BS. Moja grupa pracowała dla Military Work - niszowej (wyspecjalizowanej) agencji pośrednictwa pracy. Na początku case wydawał się nudny, ale po rozmowie z przedstawicielem firmy okazało się, że w międzyczasie zmienił się jego zakres i w efekcie mieliśmy przeprowadzić analizę rynku, przygotować ofertę dla poszczególnych jego segmentów i opracować strategię sprzedaży. I zmieścić rezulataty w 10-stronicowym raporcie i 15-minutowej prezentacji. Praca w grupie wyglądała jak zwykle, czyli


Miałem w grupie kilkoro studentów SSE, którzy na szczęście wiedzieli, jakie są wymagania formalne w stosunku do raportów. Zaskoczyło mnie, jak często zdroworozsądkowe, wzglednie oczywiste wnioski trzeba podpierać wynikami badań i tytułami publikacji - alternatywą jest usunięcie ich z tekstu i użycie frazy "given the limited data and time constraints...". Pracując w pocie czoła i patrząc na siebie wilkiem, skończyliśmy pracę około 3 w nocy, a o 8 spotkaliśmy się, żeby ją przećwiczyć. Dalej patrząc na siebie wilkiem. So much fun.

Raport i prezentacja to niestety tylko 60% oceny. 40% stanowi take-home exam - muszę przeczytać fascynująca książkę o Corporate Entrepreneurship i na 5 stronach napisać, co badacze twierdzą o postawionych problemach.

To ja lepiej pójdę do sklepu, podobno w końcu imprezujemy.

środa, 14 sierpnia 2013

The time is now!

"He stepped outside into dawn air. The village was completely silent, apart afrom the distant barking of stray dogs, fighting over a prey. He wrapped his coat a little tighter around his body and set off toward the adventure"

Ale zanim do tego doszło, trzy razy zdążyłem dojść do wniosku, że lenistwo jest przereklamowane, mazurskie wsie nie tak urokliwe, jak chciałoby się o nich myśleć, a w świecie pozbawionym elektronicznych uciech najlepszej rozrywki dostarcza dobrze zaopatrzone Kindle.

O ile pakowanie się po 4 latach mieszkania w Warszawie było dość proste (nie było wyjścia, musiałem zabrać wszystkie swoje rzeczy), o tyle spakowanie się na 5 miesięcy za granicą było nieco większym wyzwaniem. Nie lubię myśleć z wyprzedzeniem o tym, jak się będę ubierał i jakie rzeczy mogę sobie odpuścić, dlatego spakowałem wszystko, co mi tylko przyszło do głowy i co udało się upchnąć do walizki. Cięższe rzeczy zabrali moi rodzice, podróżujący samochodem, więc nie chcę w tym momencie myśleć o powrocie do Warszawy albo o przeprowadzce do Petersburga.

Nie chcę tez myśleć o prasowaniu, które mnie niestety czeka. Muszę jeszcze sprawdzić, ale na jutrzejsze zajęcia wypada chyba założyć koszulę. Niestety, mimo całej zajebistości mojego akademikowego pokoju nie mogę dopatrzeć się w nim deski do prasowania.

Sztokholm jest piękny i zamierzam poprzeć tę tezę zdjęciami - jak tylko pogoda się zrobi warta wyciągania aparatu :)

środa, 24 lipca 2013

1200 km w weekend

Dokladnie tydzien temu o 10 rano nie wiedzialam jeszcze, co mnie bedzie czekalo w weekend.
A potem zadzwonil telefon i w ciagu 5 minut kupilam bilet do Frankfurtu (26€ ICE), zabookowalam hotel (!) w Amsterdamie, tanszy niz hostel (w miare niedaleko od centrum z bezplatnym parkingiem), i znalazlam na mitfahrgelegenheit.de (strona dla ustawianych autostopowiczow) transport do Bremy. 
Nic prostszego :)

1200 km w wknd. Autostrady bez ograniczenia predkosci zdecydowanie przaspieszaja podroz. 

Polecam takze bezplatne wycieczki organizowane przez SANDEMANs w kazdym wiekszym miescie! Spotkanie o 11 przy typowym zabytku, wyjatkowym budynku. Przewodnicy sa bardzo mili i oczytani, zyja z napiwkow. Kazda wycieczka trwa 3 godziny i jest prowadzona po angielsku i hiszpansku. 

Na opis Amsterdamu, Frankfurtu, Hamburga oraz fabryki VW przyjdzie jeszcze czas.

Na koniec historia z zycia w Bremie: wtorki to dzien karaoke. Warto odwiedzic knajpy na Ulrichstraße :) Nigdy nie wiadomo, co sie wydarzy.

niedziela, 14 lipca 2013

Breminale

Ponieważ Bremen to całkiem spore miasto, dzieje się tu całkiem sporo, np. w obrębie Starego Miasta codziennie dochodzi do bójki pomiędzy bezdomnymi lub kłótnie pijaków pod sklepem. Dla ogólnej wiadomości w Bremie odnotowuje się najwyższy wskaźnik przestępczości wśród całych Niemiec... A wydawało się tak cicho i spokojnie.

Oprócz wyżej opisanych wydarzeń, aktualnie w Bremie odbywa się doroczny festiwal Breminale. Nazwa powstała od znanego festiwalu filmowego "Berlinale". Z filmami nie ma to co prawda nic wspólnego, ale za to można się tam nieźle zabawić. Breminale odbywają się co roku w środku lipca. W tym roku festiwal trwa 5 dni. W programie zaplanowanych jest mnóstwo koncertów (DJ-e, muzyka folk, rock....), jedzenie, alkohol i pokazy ognia. Pogoda jak na razie dopisała, więc Breminale cieszą się ogromną popularnością. Całe bulwary nad rzeką Wesser są oblegane przez tysiące mieszkańców pijących piwo i jedzących kiełbaski (Currywurst).


Ze względu na fakt, że picie alkoholu w Niemczech dozwolone jest wszędzie. polecam kupno swoich piwo za 65 centów w pobliskim PENNY (coś jak Biedronka) i rozkoszowanie się nim na trawie nad rzeką :)


Przerwa pomiędzy zajęciami, rzeka Wesser, pomost, a w oddali centrum miasta i stocznia.

 Centrum miasta. BIERlinale rozpoczęte, a Meksykanin (Ale Alejandro) zabiera nas zaraz na imprezę.

naa jaa, abeer...

Pierwszy tydzień w Bremie za nami.

Kurs "Management und Wirtschaft", na który uczęszczam okazał się jedną wielką powtórką ze studiów w Szkole Głównej Handlowej.
Niestety wykłady są tak samo nudne, a nauczyciele nie zadają prac domowych jak na niemieckim. Ale za to następny tydzień wydaje się obiecujący, ponieważ będzie mowa ciała z nowym nauczycielem :) i wycieczka do fabryki VW.
Co do nauki języka, to uczymy się sami. Może wyda się to niektórym dziwne, ale jeszcze ani razu z nikim nie rozmawiałam tu po angielsku!
Moja grupa to 30 baardzo różnych osobowości, od zwariowanych Czechów po ciche Bułgarki. Przedział wieku 19 - 70 lat, bo nigdy nie jest za późno, żeby się czegoś nauczyć.

O Hamburgu, festiwalu Breminale, imprezie z białymi obrusami i wielu innych już wkrótce.

Tschuss!